- Zaraz zaśniemy i nici z przeprowadzki –
stwierdziła i zaśmiała się.
Oboje podnieśli się i Marshall poszedł po pudła.
Złożyli je i zaczęli pakować rzeczy Marceliny. Dziewczyna, mimo że mieszkała w
niewielkim mieszkaniu, miała ich wyjątkowo dużo. Pakowanie poszło im jednak
nadzwyczaj sprawnie. Co jakiś czas trafiali na jakąś pamiątkę, czy zdjęcie, z
którym wiązała się historia tak epicka, że musieli powspominać. Wszystkie takie
historie dotyczyły co najmniej ich dwojga, więc wspominki było wyjątkowo krótkie.
Gdy tylko zapełnili pierwsze pudła, Marshall
zaniósł je do dostawczaka i przyniósł kolejne. Marcy stwierdziła, że sprzeda
mieszkanie razem z meblami, bo dzięki temu będzie więcej warte. Marshall uznał
to za logiczne.
- Jak już będziesz u mnie mieszkać to najwyżej
kupimy dodatkową szafę do sypialni żebyś mogła się bezproblemowo wszędzie
pomieścić.
Minęło dobre kilka godzin i dawno już słońce
zaszło, gdy Marcelina kończyła pakować ostatnie pudło. Rozejrzała się po
pokoju.
- Dziwnie tu pusto – stwierdziła.
- Naciesz się tym widokiem, bo jak wstawimy
wszystkie Twoje klamoty do mojego mieszkania to będzie taki tłok, że będziesz
tęsknić za wolną przestrzenią – zaśmiał się Marshall, czochrając włosy
przyjaciółki.
Zabrał jej ostatnie pudło i ruszył w stronę auta.
- Czekam w dostawczaku Marcy.
Dziewczyna po raz ostatni przejrzała wszystkie
szafki, szafeczki, szafy i wszystko, w czym cokolwiek kiedykolwiek miała żeby
upewnić się, że o niczym nie zapomniała. Później zrobiła kilka zdjęć wszystkich
pomieszczeń i wyszła z domu, zamykając drzwi na klucz. Wsiadła do auta i
spojrzała na Marshalla z najszerszym uśmiechem, jaki pokazała mu od dobrych
dwunastu godzin.
- Jedziemy? – spytał chłopak, odwzajemniając się
tym samym wyrazem twarzy.
Marcelina tylko skinęła twierdząco głową. Droga
autem zajęła im raptem z piętnaście minut. Spora zmiana w porównaniu do jazdy
komunikacją miejską, która zajmowała cztery razy tyle czasu. Oboje od razu wzięli
się do rozpakowywania. Pudła z ubraniami od razu wstawili do sypialni. Pudło z
książkami do szkoły i najważniejszymi rzeczami także. Resztę, z książkami,
komiksami, figurkami i innymi większymi lub mniejszymi drobiazgami Marceliny,
wstawili do salonu.
Oboje, zmęczeni jak cholera, rzucili się na kanapę.
Marcelina przytuliła się do przyjaciela.
- Dziękuję Marsh – powiedziała cicho.
- Nie ma za co Marcy – odparł chłopak, delikatnie
bawiąc się jej włosami. – Ale w ramach podziękowania za uratowanie Cię od
komunikacji miejskiej, robisz śniadania, jasne? – stwierdził, śmiejąc się.
Zamówili dużą pizzę i włączyli telewizor.
Rozpakowanie pudeł mogło poczekać, a oni byli zdecydowanie zbyt zmęczeni żeby
zrobić cokolwiek tego dnia. Dostawca pizzy spojrzał na nich z jawnym mordem w
oczach. Byli ostatnimi klientami tego dnia. Marcy odebrała jedzenie i dała mu
napiwek, co nieco złagodziło jego niechęć.
Marcy zarządziła, że jak tylko zjedzą to wstanie i
zacznie się rozpakowywać, na co Marshall w pełni przystał, będąc jednak
świadomym, że z tych planów i tak pewnie wyjdą nici. I już pół godziny później
okazało się, że miał całkowitą rację. Marcy zasnęła na kanapie. Marshall
patrzył na nią z rozczuleniem przez jakiś czas, a potem delikatnie wziął ją na
ręce w stylu panny młodej i zaniósł do sypialni. Gdy przykrywał ją kołdrą, usłyszał
ciche pomruki niezadowolenia.
- Marsh, nie zajmę Ci łóżka. Będę spać na kanapie.
- Śpij już, bo gadasz kompletne głupoty Marcy –
odparł, delikatnie odgarniając jej włosy.
Już zamierzał odejść, gdy zatrzymała go ręka
Marceliny.
- Zostań – mruknęła cicho.
Marshall uśmiechnął się delikatnie i położył obok
przyjaciółki. Przytulił ją lekko i wkrótce oboje już smacznie spali. Marcelina
nie pamiętała, kiedy ostatnio aż tak cudownie się wyspała, a Marshall, żeby
poranki były takie przyjemne. Wszystko byłoby, jak w bajce, gdyby nie głośne,
irytujące brzęczenie powiązane z brakiem Marceliny w łóżku.
Dziewczyna z nawyku wstała pięć minut przed
budzikiem i spróbowała go zlokalizować w pudłach zanim zadzwoni, żeby nie
obudzić przyjaciela. Cóż można powiedzieć? Nie udało jej się. Marshall wkrótce
pojawił się w drzwiach od sypialni z poduszką pod pachą. Rzucił nią w Marcy, a
potem pomógł jej szukać. Wspólnymi siłami w końcu im się udało.
Marshall wziął poduszkę i położył się na kanapie, a
Marcy poszła się szybko wykąpać i zrobić śniadanie. Mieszkanie tak blisko
szkoły było więcej niż przydatne. Mimo porannych problemów w ogóle się nie
spóźnili. Tylko Marcelina przyszła w jeszcze wilgotnych włosach na co Franky musiał
zareagować w typowy dla siebie sposób.
- Miałaś cudowną noc, co Marcy? – spytał dwuznacznie.
- Nawet sobie nie wyobrazasz Franky – odparła z
szerokim uśmiechem.
Franky w wyrazie totalnego osłupienia spojrzał na
Marshalla, który z zawadiackim uśmiechem, skinął powoli, potwierdzająco głową.