poniedziałek, 20 lutego 2017

Część 4 - Człowiek z dawno zapomnianej przeszłości

Marshall stał jak wryty przez dobrych kilka minut, już po tym, jak Marcelina opuściła ich mieszkanie. Niby był to ich stał sposób na witanie i żegnanie się, ale ostatnimi czasy czuł, że zaczynał wariować. Jego głowa wiedziała, że z Marceliną są tylko przyjaciółmi. Miło byłoby gdyby serce także raczyło przyjąć ten fakt do wiadomości.
Spojrzał na zegarek i uświadomił sobie, że jeśli się nie pospieszy to spóźni się na spotkanie z Balonową. Niby mu na tym nie zależało, ale wiedział, że wieści dotarłyby do Marceliny. A nie chciał jej zawieść. Poza tym, co miałby robić sam w pustym domu, w którym wszystko przypominałoby mu o dziewczynie?
Niechętnie poleciał w stronę łazienki. Nie rozumiał, jak płeć przeciwna może szykować się tyle czasu. Nie śmiał wątpić w efekty, bo nie raz zdarzało mu się widzieć którąś z koleżanek w pełnym makijażu i odświętnej sukni, ale też nie rozumiał sensu robienia tego wszystkiego. On, jako mężczyzna, gotów był w piętnaście minut. Rozczochrał i tak potargane, czarne włosy, poprawił czerwono-czarną koszulę w kratę i wygładził podkoszulek, który był pod nią. Zamknął drzwi na klucz i postanowił, że przejdzie się do pałacu. Dzięki temu miał więcej czasu na rozmyślania, a miał nad czym myśleć.


Finn zupełnie nie wiedział, co ma ze sobą zrobić. Zazwyczaj wymyślał plan dnia na bieżąco, ale tym razem naprawdę się postarał. Już dawno temu zawarli z Marceliną pakt, że żadne nigdy nie pomyśli o drugim w kategoriach innych niż przyjacielskie. Dlatego też mógł spokojnie zaprosić ją do kina czy do knajpy, bez martwienia się, że dziewczyna opacznie to zrozumie. Skierował swoje kroki ku pałacowi. Miał szczerą nadzieję, że Księżniczka Balonowa będzie się nudzić lub pracować w laboratorium. Dzięki temu mógłby zabawić ją swoją obecnością albo jakoś udzielić pomocnej dłoni.


Marcelina najszybciej jak mogła poszybowała w stronę lodowego królestwa. Już z samych jego obrzeży widziała poruszające się po lodzie i śniegu pingwiny. Zignorowała je. Dopóki leciała wystarczająco wysoko była bezpieczna. Te idiotyczne stworzenia nigdy nie patrzą tam, gdzie powinny. Wampirzyca bez najmniejszego problemu odnalazła wzrokiem zamek Lodowego Króla i tam też się skierowała. Wleciała przez jedno z otwartych okien i przystanęła na podłodze. Rozejrzała się. Nie była tu po raz pierwszy. Po prostu miała wrażenie, że zbyt dużo zmieniło się od ostatniej wizyty.
Lodowy Król z miejsca spostrzegł, że ma gościa. Natychmiast ruszył w odpowiednim kierunku, a za nim wiernie podreptał niewielki oddział pingwinów. Widząc samą dziewczynę, mężczyzna odesłał przybocznych.
- Coś Cię tu sprowadza?  - spytał, udając jeszcze przyjaznego.
- Poszukuję człowieka z dawno zapomnianej przeszłości – odparła spokojnie.
- Czyżbym przetrzymywał w lochach kogoś takiego? – zaczął się głośno zastanawiać. Pamiętał porwanie każdej księżniczki, ale z racji, że z mężczyzny żony sobie nie zrobi, to mężczyznami nie za bardzo się przejmował.
- Można tak to ująć.
Po krótkiej wymianie zdań, Lodowemu Królowi znudziła się rozmowa. Korzystając z mocy, którą dawała mu korona, wyczarował błyskawicę i cisnął nią w kierunku bezbronnej dziewczyny.


Marshall nie zauważył, kiedy dotarł do zamku Królewny Balonowej. Stanął przed wrotami i nad wyraz grzecznie poczekał, aż strażnicy go wpuszczą. Mógłby wlecieć tam zupełnie bez niczyjego pozwolenia, ale wyjątkowo nie był w nastroju na wygłupy. Straż pokierowała go do laboratorium, w którym obecnie przebywała ich władczyni. Ledwie Król Wampirów przekroczył próg pomieszczenia, a już poczuł, że coś jest nie w porządku. Obok Balonówy stał Finn. Marshall spojrzał na niego, zupełnie nie kryjąc zdziwienia.
- Finn, nie byłeś przypadkiem umówiony na dziś z Marcy? – zaczął rozmowę, zupełnie ignorując obecność księżniczki i zapominając o jakiejkolwiek formie przywitania się.
- Byłem – odparł zaskoczony chłopak i natychmiast wszystko wyjaśnił – ale Marcelina powiedziała, że źle się czuje i poleciała do domu.
Niepokój, który Marshall zaczął odczuwać, gdy tylko zobaczył Finna nagle zaczął rosnąć. Rano dziewczyna była przecież w doskonałej formie i równie świetnym humorze. Mogła, co prawda, źle się poczuć, ale było to bardzo mało prawdopodobne. Tylko dlaczego miałaby okłamać Finna? Przecież go lubiła.
- Balonówa, w gorszym towarzystwie zostawić Cię nie mogę, ale cóż. Bywa – rzucił, wylatując z zamku.

Cos musiało się stać. Coś złego. Marcelina musiała wpaść na jakiś idiotyczny pomysł.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz