sobota, 5 sierpnia 2017

Część 6 - Kapela - Przeprowadzka cz. I

Gdy przyjaciele dotarli na miejsce, kumpel Marshalla już na nich czekał. Wręczył im kilka sporej wielkości, kartonowych pudeł i rzucił chłopakowi kluczyki.

- Jak zobaczę chociaż ryskę to naprawiasz, jasne?

- Zrobię taką, której nie zauważysz – odpyskował Marshall, szczerząc się.

Podziękował jednak za wszystko i ruszył z Marcy na górę. Dziewczyna zamarła tuż przed włożeniem kluczy do zamka. Chłopak nie zamierzał jej pospieszać. Stał tylko za nią, mając nadzieję, że dziewczyna wie, że wspiera ją we wszystkim.

- To idiotyczne – żachnęła się dziewczyna, próbując się sztucznie uśmiechnąć. Jej ręka trzęsła się jednak tak bardzo, że nie potrafiła przekręcić klucza w zamku.

Chłopak bez słowa złapał ją za rękę i zdjął jej dłoń z pęku kluczy. Uśmiechnął się do niej delikatnie, zawierając w tym wyrazie całą swoją przyjaźń i wsparcie, jakie tylko miał. Wolną ręką otworzył oba zamki. Wpuścił dziewczynę, jako pierwszą i wszedł do jej mieszkania tuż za nią.

- Mamy bardzo dużo czasu. Spokojnie – powiedział cicho.

Marshall miał coś takiego w sobie, co zawsze uspokajało Marcelinę. Sam fakt tego, że była jedyną osobą, wobec której się tak zachowywał, tylko to potęgował. Bo wiele można było o Marshallu powiedzieć. Dla większości ludzi był wredny, arogancki i uwielbiał się wywyższać. Na sporą część ludzi patrzył z jawną pogardą. Dla przyjaciół był miły, ale niemalże całkowicie zamknięty w sobie. Gdy zaś cokolwiek dotyczyło Marceliny – stawał się zupełnie inną osobą. Był opiekuńczy, czuły i wyrozumiały.

Odprowadził dziewczynę do jej łóżka i tam zostawił na chwilę.

- Zaraz wracam, dobrze? Posiedź tu chwilę, a ja zrobię nam po kubku kakao – spytał, patrząc jej prosto w oczy, w których zaczynały zbierać się łzy.

Bardzo szerokie, dwuosobowe łóżko zajmowało praktycznie całą przestrzeń niewielkiej sypialni, do której wchodziło się po dwóch stopniach i zupełnie nieodgrodzonej ścianą od reszty mieszkania. Marcy miała idealny widok na Marshalla, który przy aneksie kuchennym właśnie gotował mleko. Dziewczyna podążała za nim wzrokiem.

Wkrótce Marshall ukucnął tuż przed nią i odstawił początkowo oba kubki na podłogę. Chwycił jej obie ręce i w jedną delikatnie wcisnął jej kubek z gorącym kakao ze sporą ilością bitej śmietany i rozlanego na niej karmelu.

- Napij się. Dobrze Ci to zrobi – powiedział z lekkim uśmiechem.

Dziewczyna skinęła lekko głową, starając się z całej siły żeby się nie rozpłakać. Wzięła od chłopaka kubek i skupiła na nim całą swoją uwagę. Marshall odstawił swój kubek na szafkę nocną i usiadł obok przyjaciółki. Cierpliwie poczekał aż wypije i być może zacznie cos mówić.

- To idiotyczne – powtórzyła Marcy, śmiejąc się z samej siebie przez łzy. – Po prostu. Przywykłam do praktycznie wszystkiego. Do mieszkania z ludźmi, których ledwo toleruję i ciągłych ucieczek. Do domu dziecka. Teraz nawet do mieszkania samej. Ale wizja mieszkania z moim najlepszym przyjacielem to coś zupełnie nowego. Wiem, że pomieszkiwaliśmy u siebie nawzajem bardzo często. Ale to coś innego. To coś stałego. To wracanie do domu, do którego chcę wracać, bo wiem, że poza mną mieszka tam ktoś, na kim mi zależy. Wiem, że zawsze przyjeżdżasz, jak tylko wyczujesz, że coś jest nie tak, ale wciąż przez jakiś czas jestem sama. Całkowicie sama. Nie wiem, jak lepiej mam Ci to powiedzieć.

Marshall przytulił przyjaciółkę i skupił się na zrozumieniu tego, co mówiła. Było to niezwykle trudne, biorąc pod uwagę, że przez płacz, głos Marceliny stał się niezwykle przytłumiony i dość często musiała przerywać. Nie pospieszał jej jednak. Jedynie delikatnie głaskał po plecach, uspokajającym gestem.

- Marcy, wiem, że ostatnio byłem dość natrętny jeśli chodzi o to wspólne mieszkanie, ale naprawdę chciałem dobrze. Pomyślałem, że mogłaby Ci się podobać ta opcja. Jeśli jednak uważasz, że to zły pomysł to możemy się wstrzymać. Albo, nie musimy robić tego na raz. Jeśli będzie Ci łatwiej w ten sposób to zrobimy to małymi kroczkami. Powoli będziemy Cię przenosić do mnie razem z rzeczami do mnie.

Marcy spojrzała na niego ze swoimi zaczerwienionymi policzkami o oczami pełnymi łez. Nie drgnęła, gdy delikatnie zaczął ścierać jej łzy z twarzy. Gdy skończył, pokręciła jednak przecząco głową.

- Jeśli nie zrobię tego na raz, to nie zrobię tego w ogóle – stwierdziła, uśmiechając się lekko. – A to świetny pomysł. Praktycznie spełnienie marzeń.

Marshall uśmiechnął się do niej szeroko i odgarnął jej włosy z twarzy.

- Chcesz wypić też moje kakao? – zmienił temat i spróbował ją rozśmieszyć. – Co prawda bita śmietana się już całkowicie rozpuściła, a samo kakao jest zimne, ale jeśli Ci to polepszy humor to mogę się poświęcić i oddać Ci moje picie.

Dziewczyna zaśmiała się cicho i wierzchem dłoni otarła resztę łez. Pokręciła przecząco głową i spróbowała wstać z łóżka twierdząc, że powinni się zabrać za pakowanie jej rzeczy.

- Zaraz to zrobimy – odparł cicho chłopak, kładąc się na łóżku i przyciągając Marcelinę do siebie. – Poleż jeszcze chwilę. Nigdzie nam się przecież nie spieszy.

Marcelina z niewielkim uśmiechem wdzięczności położyła się obok niego i wtuliła. Marshall objął ją tak, jakby obejmował cały swój świat. Bo tak się w sumie czuł.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz