sobota, 5 sierpnia 2017

Część 7 - Kapela - Przeprowadzka cz. II

Ani Marcy, ani Marshall nie patrzyli na zegarek. Oboje byli jednakowoż pewni, że minęło niemało czasu. Leżeli w ciszy, czekając aż Marcelina w pełni się uspokoi. Chłopak nie przestał również delikatnego gładzenia przyjaciółki po plecach. W końcu jednak dziewczyna podniosła się pierwsza.

- Zaraz zaśniemy i nici z przeprowadzki – stwierdziła i zaśmiała się.

Oboje podnieśli się i Marshall poszedł po pudła. Złożyli je i zaczęli pakować rzeczy Marceliny. Dziewczyna, mimo że mieszkała w niewielkim mieszkaniu, miała ich wyjątkowo dużo. Pakowanie poszło im jednak nadzwyczaj sprawnie. Co jakiś czas trafiali na jakąś pamiątkę, czy zdjęcie, z którym wiązała się historia tak epicka, że musieli powspominać. Wszystkie takie historie dotyczyły co najmniej ich dwojga, więc wspominki było wyjątkowo krótkie.

Gdy tylko zapełnili pierwsze pudła, Marshall zaniósł je do dostawczaka i przyniósł kolejne. Marcy stwierdziła, że sprzeda mieszkanie razem z meblami, bo dzięki temu będzie więcej warte. Marshall uznał to za logiczne.

- Jak już będziesz u mnie mieszkać to najwyżej kupimy dodatkową szafę do sypialni żebyś mogła się bezproblemowo wszędzie pomieścić.

Minęło dobre kilka godzin i dawno już słońce zaszło, gdy Marcelina kończyła pakować ostatnie pudło. Rozejrzała się po pokoju.

- Dziwnie tu pusto – stwierdziła.

- Naciesz się tym widokiem, bo jak wstawimy wszystkie Twoje klamoty do mojego mieszkania to będzie taki tłok, że będziesz tęsknić za wolną przestrzenią – zaśmiał się Marshall, czochrając włosy przyjaciółki.

Zabrał jej ostatnie pudło i ruszył w stronę auta.

- Czekam w dostawczaku Marcy.

Dziewczyna po raz ostatni przejrzała wszystkie szafki, szafeczki, szafy i wszystko, w czym cokolwiek kiedykolwiek miała żeby upewnić się, że o niczym nie zapomniała. Później zrobiła kilka zdjęć wszystkich pomieszczeń i wyszła z domu, zamykając drzwi na klucz. Wsiadła do auta i spojrzała na Marshalla z najszerszym uśmiechem, jaki pokazała mu od dobrych dwunastu godzin.

- Jedziemy? – spytał chłopak, odwzajemniając się tym samym wyrazem twarzy.

Marcelina tylko skinęła twierdząco głową. Droga autem zajęła im raptem z piętnaście minut. Spora zmiana w porównaniu do jazdy komunikacją miejską, która zajmowała cztery razy tyle czasu. Oboje od razu wzięli się do rozpakowywania. Pudła z ubraniami od razu wstawili do sypialni. Pudło z książkami do szkoły i najważniejszymi rzeczami także. Resztę, z książkami, komiksami, figurkami i innymi większymi lub mniejszymi drobiazgami Marceliny, wstawili do salonu.

Oboje, zmęczeni jak cholera, rzucili się na kanapę. Marcelina przytuliła się do przyjaciela.

- Dziękuję Marsh – powiedziała cicho.

- Nie ma za co Marcy – odparł chłopak, delikatnie bawiąc się jej włosami. – Ale w ramach podziękowania za uratowanie Cię od komunikacji miejskiej, robisz śniadania, jasne? – stwierdził, śmiejąc się.

Zamówili dużą pizzę i włączyli telewizor. Rozpakowanie pudeł mogło poczekać, a oni byli zdecydowanie zbyt zmęczeni żeby zrobić cokolwiek tego dnia. Dostawca pizzy spojrzał na nich z jawnym mordem w oczach. Byli ostatnimi klientami tego dnia. Marcy odebrała jedzenie i dała mu napiwek, co nieco złagodziło jego niechęć.

Marcy zarządziła, że jak tylko zjedzą to wstanie i zacznie się rozpakowywać, na co Marshall w pełni przystał, będąc jednak świadomym, że z tych planów i tak pewnie wyjdą nici. I już pół godziny później okazało się, że miał całkowitą rację. Marcy zasnęła na kanapie. Marshall patrzył na nią z rozczuleniem przez jakiś czas, a potem delikatnie wziął ją na ręce w stylu panny młodej i zaniósł do sypialni. Gdy przykrywał ją kołdrą, usłyszał ciche pomruki niezadowolenia.

- Marsh, nie zajmę Ci łóżka. Będę spać na kanapie.

- Śpij już, bo gadasz kompletne głupoty Marcy – odparł, delikatnie odgarniając jej włosy.

Już zamierzał odejść, gdy zatrzymała go ręka Marceliny.

- Zostań – mruknęła cicho.

Marshall uśmiechnął się delikatnie i położył obok przyjaciółki. Przytulił ją lekko i wkrótce oboje już smacznie spali. Marcelina nie pamiętała, kiedy ostatnio aż tak cudownie się wyspała, a Marshall, żeby poranki były takie przyjemne. Wszystko byłoby, jak w bajce, gdyby nie głośne, irytujące brzęczenie powiązane z brakiem Marceliny w łóżku.

Dziewczyna z nawyku wstała pięć minut przed budzikiem i spróbowała go zlokalizować w pudłach zanim zadzwoni, żeby nie obudzić przyjaciela. Cóż można powiedzieć? Nie udało jej się. Marshall wkrótce pojawił się w drzwiach od sypialni z poduszką pod pachą. Rzucił nią w Marcy, a potem pomógł jej szukać. Wspólnymi siłami w końcu im się udało.

Marshall wziął poduszkę i położył się na kanapie, a Marcy poszła się szybko wykąpać i zrobić śniadanie. Mieszkanie tak blisko szkoły było więcej niż przydatne. Mimo porannych problemów w ogóle się nie spóźnili. Tylko Marcelina przyszła w jeszcze wilgotnych włosach na co Franky musiał zareagować w typowy dla siebie sposób.

- Miałaś cudowną noc, co Marcy? – spytał dwuznacznie.

- Nawet sobie nie wyobrazasz Franky – odparła z szerokim uśmiechem.

Franky w wyrazie totalnego osłupienia spojrzał na Marshalla, który z zawadiackim uśmiechem, skinął powoli, potwierdzająco głową.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz