- Jak zobaczę chociaż ryskę to naprawiasz, jasne?
- Zrobię taką, której nie zauważysz – odpyskował Marshall,
szczerząc się.
Podziękował jednak za wszystko i ruszył z Marcy na
górę. Dziewczyna zamarła tuż przed włożeniem kluczy do zamka. Chłopak nie
zamierzał jej pospieszać. Stał tylko za nią, mając nadzieję, że dziewczyna wie,
że wspiera ją we wszystkim.
- To idiotyczne – żachnęła się dziewczyna, próbując
się sztucznie uśmiechnąć. Jej ręka trzęsła się jednak tak bardzo, że nie
potrafiła przekręcić klucza w zamku.
Chłopak bez słowa złapał ją za rękę i zdjął jej
dłoń z pęku kluczy. Uśmiechnął się do niej delikatnie, zawierając w tym wyrazie
całą swoją przyjaźń i wsparcie, jakie tylko miał. Wolną ręką otworzył oba
zamki. Wpuścił dziewczynę, jako pierwszą i wszedł do jej mieszkania tuż za nią.
- Mamy bardzo dużo czasu. Spokojnie – powiedział cicho.
Marshall miał coś takiego w sobie, co zawsze
uspokajało Marcelinę. Sam fakt tego, że była jedyną osobą, wobec której się tak
zachowywał, tylko to potęgował. Bo wiele można było o Marshallu powiedzieć. Dla
większości ludzi był wredny, arogancki i uwielbiał się wywyższać. Na sporą
część ludzi patrzył z jawną pogardą. Dla przyjaciół był miły, ale niemalże
całkowicie zamknięty w sobie. Gdy zaś cokolwiek dotyczyło Marceliny – stawał się
zupełnie inną osobą. Był opiekuńczy, czuły i wyrozumiały.
Odprowadził dziewczynę do jej łóżka i tam zostawił
na chwilę.
- Zaraz wracam, dobrze? Posiedź tu chwilę, a ja
zrobię nam po kubku kakao – spytał, patrząc jej prosto w oczy, w których zaczynały
zbierać się łzy.
Bardzo szerokie, dwuosobowe łóżko zajmowało
praktycznie całą przestrzeń niewielkiej sypialni, do której wchodziło się po dwóch
stopniach i zupełnie nieodgrodzonej ścianą od reszty mieszkania. Marcy miała
idealny widok na Marshalla, który przy aneksie kuchennym właśnie gotował mleko.
Dziewczyna podążała za nim wzrokiem.
Wkrótce Marshall ukucnął tuż przed nią i odstawił
początkowo oba kubki na podłogę. Chwycił jej obie ręce i w jedną delikatnie
wcisnął jej kubek z gorącym kakao ze sporą ilością bitej śmietany i rozlanego
na niej karmelu.
- Napij się. Dobrze Ci to zrobi – powiedział z
lekkim uśmiechem.
Dziewczyna skinęła lekko głową, starając się z całej
siły żeby się nie rozpłakać. Wzięła od chłopaka kubek i skupiła na nim całą
swoją uwagę. Marshall odstawił swój kubek na szafkę nocną i usiadł obok
przyjaciółki. Cierpliwie poczekał aż wypije i być może zacznie cos mówić.
- To idiotyczne – powtórzyła Marcy, śmiejąc się z
samej siebie przez łzy. – Po prostu. Przywykłam do praktycznie wszystkiego. Do
mieszkania z ludźmi, których ledwo toleruję i ciągłych ucieczek. Do domu
dziecka. Teraz nawet do mieszkania samej. Ale wizja mieszkania z moim
najlepszym przyjacielem to coś zupełnie nowego. Wiem, że pomieszkiwaliśmy u
siebie nawzajem bardzo często. Ale to coś innego. To coś stałego. To wracanie
do domu, do którego chcę wracać, bo wiem, że poza mną mieszka tam ktoś, na kim
mi zależy. Wiem, że zawsze przyjeżdżasz, jak tylko wyczujesz, że coś jest nie
tak, ale wciąż przez jakiś czas jestem sama. Całkowicie sama. Nie wiem, jak lepiej
mam Ci to powiedzieć.
Marshall przytulił przyjaciółkę i skupił się na
zrozumieniu tego, co mówiła. Było to niezwykle trudne, biorąc pod uwagę, że
przez płacz, głos Marceliny stał się niezwykle przytłumiony i dość często
musiała przerywać. Nie pospieszał jej jednak. Jedynie delikatnie głaskał po
plecach, uspokajającym gestem.
- Marcy, wiem, że ostatnio byłem dość natrętny
jeśli chodzi o to wspólne mieszkanie, ale naprawdę chciałem dobrze. Pomyślałem,
że mogłaby Ci się podobać ta opcja. Jeśli jednak uważasz, że to zły pomysł to
możemy się wstrzymać. Albo, nie musimy robić tego na raz. Jeśli będzie Ci
łatwiej w ten sposób to zrobimy to małymi kroczkami. Powoli będziemy Cię
przenosić do mnie razem z rzeczami do mnie.
Marcy spojrzała na niego ze swoimi zaczerwienionymi
policzkami o oczami pełnymi łez. Nie drgnęła, gdy delikatnie zaczął ścierać jej
łzy z twarzy. Gdy skończył, pokręciła jednak przecząco głową.
- Jeśli nie zrobię tego na raz, to nie zrobię tego
w ogóle – stwierdziła, uśmiechając się lekko. – A to świetny pomysł.
Praktycznie spełnienie marzeń.
Marshall uśmiechnął się do niej szeroko i odgarnął
jej włosy z twarzy.
- Chcesz wypić też moje kakao? – zmienił temat i
spróbował ją rozśmieszyć. – Co prawda bita śmietana się już całkowicie
rozpuściła, a samo kakao jest zimne, ale jeśli Ci to polepszy humor to mogę się
poświęcić i oddać Ci moje picie.
Dziewczyna zaśmiała się cicho i wierzchem dłoni
otarła resztę łez. Pokręciła przecząco głową i spróbowała wstać z łóżka
twierdząc, że powinni się zabrać za pakowanie jej rzeczy.
- Zaraz to zrobimy – odparł cicho chłopak, kładąc
się na łóżku i przyciągając Marcelinę do siebie. – Poleż jeszcze chwilę.
Nigdzie nam się przecież nie spieszy.
Marcelina z niewielkim uśmiechem wdzięczności
położyła się obok niego i wtuliła. Marshall objął ją tak, jakby obejmował cały
swój świat. Bo tak się w sumie czuł.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz